Chyba mam
klaustrofobię. Duszę się w małych, ciasnych pomieszczeniach. Głównie we własnej
głowie, wypełnionej stertą rupieci, bezpiecznie odłożonych na dalszy plan
myśli. Staram się nie wracać do tych pudeł stojących najdalej, pełnych jeszcze
dziecięcej niewinności, na których niedbale zostało wypisane J A M E S. To niedobry pomysł, otwierać
je i przypominać sobie jak pierwszy raz mnie pocałował, jak uprawiał ze mną
seks, jak częstował papierosami i alkoholem. Przede wszystkim jednak odchodził,
w tym miał największą wprawę, to wychodziło mu perfekcyjnie. Coś jednak kazało
mu wracać, nie wiem czy to byłem ja, czy może lubił mieć pretekst do ponownej
ucieczki. Dawałem mu nie drugą, ale i dziesiątą szansę, pewien że mógłbym dać
ich znacznie więcej, byle tylko powroty były częstsze, byle tylko dzwonił
więcej niż raz na dwa lata. Ten jednak, dziki chłopak bez ambicji z jedną tylko
życiową fantazją – bawić się do upadłego, umierać tylko i wyłącznie na życie -,
nie rozumiał mojej chorej miłości, wyrzucał ją w błoto i powtarzał, że taki już
jest, że musi iść, że czeka go wielki świat. James nigdy mnie nie kochał.
Pudełka ułożone bliżej przepełnione są poczuciem winy. Zacieki na trzech
uniemożliwiają dojrzenie liter, ale czwarte jest całe i przedstawia jeden
wyraz, kolejne imię M A T T. To już
zupełnie inna historia, gdzie spotykam księcia z bajki i wszystko ma iść po
dobrej drodze. Pieprzony Śpiący Królewicz,
Król Śnieżek czy Piękny i Bestia. Dobry był dla mnie, dbał i troszczył się jak nikt
nigdy, potrafił zrobić jajecznicę i nucił wieczorami nieznane melodie, gdy
leżałem mu na kolanach i oglądaliśmy kiepskie filmy. Te zaklejone pudła z
zaciekami dotyczą okresu, w którym drogi dwóch moich mężczyzn się krzyżują. Kiedy
zamiast mojego księcia wybieram złego wilka. I potem wszystko się rozsypuje,
już nawet nie potrafię zamykać myśli w kartonach, puszczam je luzem. Wpadają na
siebie, kolidują, gdy Matt przekracza próg mieszkania i widzi mnie w łóżku z
Jamesem. Nie jestem dobrym człowiekiem. Nie jestem dobrym człowiekiem. Nie
jestem dobrym człowiekiem. Czuję jak głębokie rany pozostawiłem w nim, jak
bardzo ugodziłem w naszą dwuosobową rodzinę, bo tym byliśmy, byliśmy
szczęśliwi. Uciekł mi, wymknął się pomiędzy palcami i nie pozwolił się
wytłumaczyć, choć paradoksalnie i tak nie było nic do tłumaczenia. Zostałem
sam. Moja głowa nie obfituje w różności z tamtego okresu, mam tylko piasek z
Miami, whiskey i tanie papierosy, potwierdzające abstrakcyjność wyrabianej
specjalizacji. Rok zaznaczam w pomieszczeniu czerwoną wstążką, w za którą znów
następuje przełom, bo oto Matt idzie ulicą i widzę go ponownie. Przeszłość bije
mnie po twarzy. Trwamy razem, wyczuwam jego wściekłość, maluję na ścianach
własnym brudem i wyrzutami sumienia, wieszam zdjęcia, które od niego dostałem. Wszystko
to trwa tylko chwilę, dopóki znów nie znika, pozostawiając mnie jedynie z tym
ciasnym pokojem, wypełnionym rupieciami. Zostawiam go. Zamykam na klucz i nie
chcę wracać, wyprowadzam się, zmieniam. Uciekam.
Chester pojawił się wcześniej na Miami Paradise.
Twarzy użyczył Gaspard Ulliel.
[Bu ♥]
OdpowiedzUsuń[Ależ bardzo chętnie, tylko przydałby mi się jakiś pomysł w tej kwestii... a nie mam.]
OdpowiedzUsuńSantiago
[a bardzo dziękuję za przywitanie :) czy tylko ja nie widzę zdjęcia? ;>]
OdpowiedzUsuńFabien.
[ja nie widzę zdjęcia niestety *.*]
OdpowiedzUsuńFabien.
Uprzejmie donoszę, że u mnie też nie widać zdjęcia.
OdpowiedzUsuń[dzięki za powitanie, mam nadzieje na miła zabawę :) chęć na wątek? panowie myślę, że moga się znać jako że Milton jest onkologiem, a West dość dużo czasu spędził w szpitalu gdy z jego żoną było źle. Od czasu gdy Anna zmarła ci dwaj mogli się nie widzieć, a teraz wpadną na siebie gdzieś]
OdpowiedzUsuń[Niby ma, ale jeśli dostanie udaru czy coś, to go przecież zawiozą do najbliższego szpitala... Możemy więc iść tym tropem. Zacząć, zaczniesz?]
OdpowiedzUsuńSantiago
[dobra, mi pasuje, faktycznie lepiej na razie skupić sie na jednym wątku. Czekam w takim razie]
OdpowiedzUsuń[ Tym razem Ty zaczynasz, słońce <3 ]
OdpowiedzUsuńPowiedziałby, że nie ma paskudniejszego uczucia niż obudzić się w nieznanym miejscu... Ale to w zasadzie nie byłaby prawda. Mógł sobie wyobrazić mnóstwo gorszych rzeczy. Jak pójście na dno rzeki w cementowych butach. Albo cios w głowę pałką. Estevez pod tym względem był bardzo kreatywny.
OdpowiedzUsuńAle budzenie się w nieznanym miejscu nie było przyjemne. Budzenie i zauważenie po otwarciu oczu, że coś dziwnego dzieje się z jego wzrokiem, a czubek głowy boli, jakby miał zaraz odpaść, było trochę niżej na liście niż cementowe buty.
Ciężko usiadł, a szpitalne łóżko zaskrzypiało. Był w samej bieliźnie, ale się tym nie przejmował. Ręka mu drżała lekko i miał problemy z koordynacją ruchów, udało mu się jednak chwycić przyczepioną do szafki skróconą kartę i wymanewrować tak, aby cokolwiek zobaczyć.
Diagnoza była po łacinie.
Wściekły opadł ponownie na poduszki i wcisnął guzik wzywający pielęgniarkę.
Santiago
Bycie ojcem to coś strasznego w niektórych chwilach, a Tonny dowiaduje sie o tym dzięki nieprzespanym nocą, które również jego mała nie przesypia. Mając za sobą czwartą noc, którą spędza chodząc po pokoju z Abigail na rękach, postanawia w końcu dać za wygraną i pozwala teściowej zabrać Abby. Wie że kobieta pójdzie z nią do lekarza bo to właśnie kazał jej zrobić jesli sytuacja się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńBędąc tak zmęczonym naprawdę nie powinien wsiadać do samochodu, cudem jest że nikogo jeszcze nie potrącił, ale jest blisko zrobienia tego kiedy nagle na jezdnie wychodzi jakiś mężczyzna.
Reagując dostatecznie szybko i auto zatrzymuje się tak że temu nic nie jest. Naciska na klakson, ma ochotę opieprzyć gościa, ale nagle rozpoznaje go. Uśmiecha sie nikle, kto by pomyślał ze to on akurat wlezie teraz na jezdnie.
Opuszcza szybę i spogląda uważnie na niego.
- Hej, Chester - mówi na powitanie.- podwózki ci trzeba, że tak pakujesz sie pod koła ? - pyta z nutą rozbawienia, na więcej go nie stac przez zmęczenie.
Czuł się wrzucony w to wszystko i całkowicie niepasujący. Przez niemalże rok zdążył przywyknąć do życia w ciągłym biegu i ogólnego chaosu we własnym życiu... Własnym życiu, w którym nie musiał się o nikogo martwić i czytać bajek na dobranoc. Teraz nie miał własnego życia jako takiego, stanowił natomiast część dwuosobowej rodziny. Składali się na nią on sam i jego sześcioletni syn. Byłoby wszystko pięknie, ale nie opuszczało go wrażenie, że utknął w pułapce, a uczucie to zawdzięczał w głównej mierze temu, że tkwił pomiędzy nierozpakowanymi i nieustawionymi rzeczami.
OdpowiedzUsuńRozejrzał się po salonie w poszukiwaniu syna, który nie pojawiał się z żadnym pytaniem już od dłuższego czasu. Wypadało więc sprawdzić czy dziecko przypadkiem nie włożyło widelca (sztućce chyba już były w szafce, tak przynajmniej mu się wydawało) do gniazdka elektrycznego.
Był zmuszony podnieść się i pokonać dystans dzielący go od pokoju syna. Nie zastał porażonego prądem dziecka, ale dziecko bawiące się z kotem to też był całkiem ciekawy widok, bo nie przypominał sobie, żeby byli w posiadaniu kota. Zwierzak na dodatek wydał mu się dziwnie znajomy, jakby widział go już wcześniej, jednak uznał to za zwykłe i całkowicie bzdurne wrażenie.
Zapytał Thomasa skąd się wziął ten kot, a chłopiec odpowiedział mu na to z prostotą, do której zdolne są jedynie dzieci, że wskoczył przez okno.
Właśnie przez kota został oderwany od ogarniania ich nowego mieszkania i wraz z chłopcem wylądował pod drzwiami sąsiada obok. Zwierzaka przecież nie mogli sobie przywłaszczyć, chociaż Thomas od razu zastrzegł, że jeśli właściciel się nie znajdzie, to kot zostaje u nich i staje się członkiem rodziny. Zgodził się tylko dlatego, że miał nadzieję na odnalezienie prawowitego właściciela.
Nacisnął dzwonek, przyglądając się zwierzęciu, nadal bowiem nie opuszczało go to idiotyczne wrażenie. Kiedy drzwi zostały otwarte wciąż jeszcze wpatrywał się w kota, którego trzymał jego syn.
- Przepraszam bardzo, czy ten… - zdążył wypowiedzieć zanim podniósł wzrok, żeby upewnić się co do płci osoby, która pojawiła się w progu mieszkania i zamarł. Odkaszlnął, ale wciąż jeszcze czuł się odrobinę zbity z tropu. Miał to za jakiś chory żart, bardzo kiepski na dodatek. - … kot jest pana? – dokończył pytanie, wpatrując się uparcie w twarz stojącego przed nim Chestera.
- Dzień dobry. Jakby ktoś mi przestrzelił głowę - odpowiedział Estevez, mrużąc oczy. - I jakbym częściowo oślepł. W zasadzie, jestem pewien, że częściowo oślepłem. Mogę prosić komórkę? Mam prywatne ubezpieczenie...
OdpowiedzUsuńPróbował się podnieść ponownie, ale ból w ciemieniu się nasilił, więc tylko bezradnie opadł na łóżko. - I ubranie, jeśli to nie byłby problem - poprosił lekarza. Musiał leżeć tu co najmniej kilka godzin, więc czuł się nieco... nieświeżo. Nawet biorąc poprawkę na to, że nie był to jego największy problem, był tym faktem zażenowany. - Miałem wypadek?
Dla pewności dotknął głowy, ale nie wyczuł żadnych bandaży, guzów czy ran. Po prostu strasznie go bolała głowa. - Ktoś odholował mój samochód? - dopytał się jeszcze, po czym zorientował się, że nie zadał najważniejszego pytania. - Co się w ogóle stało?
- widać i to na prawdę - nie trzeba sie przyglądać, żeby zauważyć zmęczenie u mężczyzny. Przez chwile jest ciekaw czy wygląda równie źle, czy jednak dzięki sporej dawce kofeiny w organizmie wydaje się być wypoczęty.- nic dziwnego że jesteś wykończony, trochę za dużo godzin - dodaje kiedy słyszy ile Chester był w robocie. Nie wie sam czy kontynuować rozmowę, może lepiej ewakuować się do domu gdzie czeka na niego wygodne łóżko i puste miejsce obok. Prezentuje się to tak samo beznadziejnie jak dalsze siedzenie za kierownicą i jeżdżenie po mieście.
OdpowiedzUsuń- chcesz to mogę cie podwieźć do domu, przynajmniej nie wejdziesz nikomu pod koła, głupio by było jakbyś wrócił do szpitala, ale juz jako pacjent - mówi gdy podejmuje decyzje co dalej robić, parę kilometrów więcej jeśli zrobi po mieście to nic pewnie się nie stanie, chyba że się myli to wtedy będzie źle.
Matthew postanowił być zen. Miał w planach zachowanie się niczym oaza spokoju i odejście po grzecznym pożegnaniu. Jak gdyby Chestera nie znał, nie poznawał, nigdy w życiu nie miał z nim do czynienia. Mógłby sobie to wmówić, tak jak wmówił sobie fakt, że go ten człowiek już nie obchodzi, że dynda mu poniżej pasa, zupełnie jak matka jego syna i całe grono innych ludzi.
OdpowiedzUsuńW byciu zen przeszkodził mu oczywiście Chester, zwracając się do niego. Chyba tylko on używał tego zdrobnienia, czasami posługiwał się nim ktoś inny, ale to właśnie Milton wypowiadał to w jakiś szczególny sposób, przywołując wspomnienia, jakby to było jakieś pieprzone zaklęcie.
Od ucieczki uratował go syn, bo on sam był gotów całkowicie porzucić bycie niewzruszonym, a zaraz po tym wziąć nogi za pas i poszukać sobie innego mieszkania. Thomas mu na to nie pozwolił, kot mu się widać bardzo spodobał i teraz wspinał się na palce, żeby pogłaskać futro zwierzaka siedzącego w ramionach Chestera.
Matthew westchnął, całe jego przygotowanie planu kolejnej ucieczki szlag trafił.
- Taa, cześć Chester – wypowiedział, doskonale zdając sobie sprawę, że tym razem to mężczyzna może go zwyzywać, uznać za najgorszego typa i uderzyć. W końcu to on dał mu nadzieję i uciekł, stwierdzając, że jednak ma w sobie za dużo żalu. – Co się stało, że jesteś tu, a nie w Miami? – zapytał, widząc, że Thomas nie traci zainteresowania kocurem.
[dzięki xd mnie się podoba notka. smutna ta jego przeszłość...]
OdpowiedzUsuńDexter.