...I'm not existing at all.
Nikita Romanow. 18 letni wychowanek moskiewskiego bidula. W Toronto znalazł się za sprawą czystego przypadku, o którym nie opowiada zbyt chętnie. Do wszystkiego się przecież można przyzwyczaić. Gra na skrzypcach odkąd skończył sześć lat. Teoretycznie niewidomy.
Krzyk, gwar i hałas. Nikita była już tak do tych dźwięków przyzwyczajony, że zupełnie przestał zwracać na nie uwagę. Po prostu były nieodłączną częścią tego miejsca i zarazem jego życia. Miękka cisza zapadała tylko wieczorem, gdy wszyscy kładli się spać, a mniejsze dzieci padały wyczerpane całodzienną bieganiną. Dopiero wtedy mógł się wymknąć i zamknąć w dźwiękoszczelnej sali muzycznej, gdzie spokojnie mógł grać na swoich ukochanych skrzypcach. Delikatne, często smutne melodie wypływały spod jego palców, zabierając razem ze sobą wszystkie złe myśli i wspomnienia.
Nie od zawsze tu mieszkał, w tym sierocińcu, chociaż spędził w nim większość swojego dzieciństwa. Trafił tu mając niespełna sześć lat, po pożarze domu, w którym zginęli jego rodzice, a on uległ poparzeniom. Miał też odkształconą siatkówkę lewego oka, w którym z biegiem czasu zaczynał trafić wzrok. Nikita od tamtego czasu przeżywa to głęboko w sobie, obwinia się, chociaż przecież nie mógł uratować rodziców. Gdyby nie pomoc sąsiadów, którzy znaleźli chłopca na zgliszczach, nie wiadomo co by się z nim stało.
Panicznie boi się ognia, nawet tego najmniejszego, z zapalniczki. Na jego widok nie krzyczy ani nie płacze, po prostu zamyka się w sobie i potrafi tak trwać z pustym spojrzeniem przez kilka godzin. Kilka miesięcy po tym wypadku, coś zaczęło dziać się z jego oczami. Początkowo Nikita nie zwracał na to uwagi, bo po prostu nie mógł dłużej patrzeć na jaskrawe światła i barwy, bo lewe oko szczypało i łzawiło. Zgłosił to opiekunom, dostał okulary i było trochę lepiej.
Trzynaste urodziny Nikity nie byłyby niczym niezwykłym, bo tu nikt urodzin nie obchodził, jednak jedno wydarzenie sprawiło, że zapamięta ten dzień do końca swojego życia. W czystym odruchu, zaraz po przebudzeniu założył okulary, nawet nie otwierając oczu. Po uniesieniu powiek aż zachłysnął się powietrzem. Widział ciemność, a przynajmniej lewym okiem. Nie pomogło przecieranie i mruganie, po prostu nie widział. Z prawym było jeszcze w miarę dobrze, chociaż już w okularach obraz zaczął mu się rozmazywał. Ale oczywiście nikomu się nie przyznał i w dalszym ciągu grał na skrzypcach.
Szczerze powiedziawszy, Nikita nie wygląda jak typowy siedemnastolatek. Ledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, chude to jak przeciąg i często oskarżane o niedowagę. A on lubi jeść, ale je rzadko i w małych ilościach. Na dodatek jest wegetarianinem.
Rozczochrane włosy w kolorze ciemnego blondu kontrastują z bladą, pociągłą twarzą o wyraźnie zaznaczonych kościach policzkowych. Zza szkieł mocnych okularów w cienkiej oprawce wyglądają brązowe, duże, ufne oczy. Mimo tej dużej wady nie straciły swojego koloru, dlatego po oczach na pewno nikt nie pozna, że Niki jest prawie niewidomy. Drobny, zadarty nosek i brzoskwiniowe usteczka dopełniają ten obrazek słodkiego chłopca. Wychowany w zimnej Moskwie Romanow topi się w szalach i chustach, które zazwyczaj pachną owocami z lekką nutą słodyczy. Nosi luźne ubrania, żeby ukryć swoją chudość, chociaż w swojej nowej pracy zamienił to na pociągające, dopasowane stroje. Smukłe, długie palce, idealne do trzymania smyczka, najczęściej oblekają rękawiczki bez palców.

Nikita jest... Zmienny. Zaufaniem obdarza każdego, co nie zawsze wychodziło mu na dobre, bo ludzie często tą jego naiwność wykorzystują. Z drugiej strony zawzięty jest i uparty, nie uznaje tego, że słaby wzrok go ogranicza. Lubi się uśmiechać i robi to często, a jak obdarujesz go białą czekoladą, w tych ślicznych, zielonych oczach zobaczysz bezgraniczne szczęście. Jedyne czego nie lubi to cynamon.
Trafił tu przez przypadek, bo potrzebowano skrzypka. A że dostał zupełnie inną pracę... Cóż. Aktualnie częściej jest "dodatkiem" do darkroomu w klubie Vangurard.
Neverstore, Luke Worrall.