środa, 4 września 2013

Everything that downs me, makes me wanna fly.



Vincenzo Peria

Dla przyjaciół Vince.
Dla uczennic Pan Peria.
29 lat, świeżo po studiach.
Nauczyciel biologii w żeńskim liceum.



Z natury człowiek spokojny i uprzejmy. Lubi poczytać, posłuchać muzyki, poimprezować, a na bardziej lubi seks. Szczęśliwy, nigdy nie przeklina. Włoch z małego miasteczka zwanego Vincenza. Gej z powołania.
Uczulony na kurz. Pedant, a zarazem fetyszysta. Dwie osobowości - Jedno ciało. Jedzenie nie pyta, jedzenie rozumie.


___________________
Taki Vince. Wątki wszystkie przyjmuje. Witam i tak dalej.
Jacob Lucho.



5 komentarzy:

  1. [Takie moje piękne kochanie <3]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnią rzeczą, o której marzył tego dnia, było spotkanie starego kumpla. Już wystarczająco mu się ostatnio jebało, nie potrzebował do tego żadnych bonusów, a już na pewno nie tych w postaci starych kumpli. Zwłaszcza tych pokroju Vinniego. Zwłaszcza Vinniego.
    W pierwszej chwili miał ochotę zapytać go, czy sobie kpi. Tyle warsztatów było w Toronto, tyle miast było w Ameryce, a on kurwa na prawdę musiał trafić akurat tu? Rozstali się w gniewnie - ba! Dastan do dzisiaj pamiętał, jak wyglądała jego kuchnia po tej kłótni i jak matka rozpaczała nad zastawą, którą wtedy pobili - i wtedy poprzysiągł sobie, już już nigdy tej gęby nie zobaczy. Trochę potęsknił co prawda, ale przeszło mu w końcu i jedynym, co pozostało po ich pięknej miłości, był wstręt do seksu z drogi. Być może tylko dla zasady, bo Vincenzo miał popęd jak nastolatek i to była jego ulubiona dyscyplina sportowa, a biedny Dastan łapał się zawsze na to jego niewinne spojrzenie, a być może na prawdę mu się to przejadło. Nie wiedział i nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Aż do dziś.
    Pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślał, był właśnie ten nieszczęsny seks. Przez myśl przeszło mu, że tęskni za tym cudownym widokiem, jaki stanowił szczytujący Vinni, ale zaraz skarcił się za to i wgramolił spod pięknego Saaba - cholera, że też akurat musiał to być Saab.
    - Vinn... - w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie, czasy zdrabniania tego imienia już minęły. - Vincenzo.
    No i to w sumie było na tyle, bo co mógł mu jeszcze powiedzieć? Że mu miło, że się spotykają? Nie bardzo to widział.
    - Klocki hamulcowe, tak? - zagadnął po chwili, nie chcąc, by nawiązała się między nimi jakakolwiek rozmowa. To już dawno było skończone.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa, gdy usłyszał tego "pana". Wydawało mu się to odrażająco obce, zwłaszcza po tym wszystkim, co kiedyś między nimi było. Nie skomentował tego jednak, nawet na niego nie spojrzał. Peria nie przyjechał przecież na herbatkę.
    - Przednie czy tylne? - zapytał, uważnie oglądając auto, a potem kucając przy przednim prawym kole. - Czy mam sprawdzić wszystkie?
    Spojrzał na niego przelotnie, wstając, by znaleźć lewarek. A przynajmniej chciał spojrzeć przelotnie, bo wzrok zawiesił na nim znacznie dłużej niż powinien. Skarcił się za to, zaciskając dłonie w pięści. Czuł się teraz jak dzieciak, któremu ktoś udzielał reprymendy przy chłopakach, o których uwagę zabiegał tyle czasu. Skarcił się za to, odwrócił i ruszył do jednego z masywnych stołów, na których porozkładane były najróżniejsze narzędzia. Przystanął przy nim i przez chwilę przekładał je bez celu, w końcu jednak dając sobie z tym spokój. Oparł dłonie na krawędzi blatu i zwiesił głowę między napiętymi ramionami.
    - Co ty tu robisz? - zapytał cicho, bezsilnie, nie mając odwagi na niego spojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez słowa znalazł potrzebne narzędzia i wrócił do samochodu. Przyklęknął z tyłu samochodu i założył lewarek, by móc zdjąć koło. Wzrok tępo wbijał przed siebie, w swoje upaprane smarem luźne jeansy, w równie brudny biały podkoszulek czy dłonie - cokolwiek, byleby tylko nie patrzeć na bruneta. Długą chwilę zajmował się samochodem, w końcu podnosząc się ze zdjętym klockiem, by znaleźć nowy w warsztatowych zapasach. Wydawało mu się, że miał odpowiednie, tak przynajmniej twierdził William, jego wspólnik, gdy jeszcze przychodził do pracy.
    Na chwilę wyszedł z hali, by wrócić w jeszcze gorszym humorze. Oczywiście, jeśli sam czegoś nie załatwił, to niczego nie mógł być pewien.
    - Nie mam na co ci ich wymienić - mruknął, przystając przed nim, splatając ręce na klatce piersiowej. - Będziesz musiał poczekać do jutra.
    Wcale go to nie cieszyło. Miał nadzieję, że wymieni mu te pieprzone klocki, Vincenzo odjedzie i więcej się juz nie spotkają. A przynajmniej część jego miała taką nadzieję; druga tymczasem szalała ze szczęścia, że znów go widzi. Tęsknił. Tęsknił i choćby nie wiadomo jak się starał, nie potrafił do końca o nim zapomnieć.
    - Rano będzie gotowy. Warsztat jest otwarty od ósmej do szesnastej, ale jutro będę tu aż do osiemnastej, więc możesz go odebrać, kiedy będziesz miał czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Westchnął cicho, machinalnie przeczesując dłonią włosy, potem znów zaplatając ramiona.
    - Daruj sobie tego pana - mruknął, nie spuszczając z niego wzroku.
    Nie widział najmniejszego sensu w udawaniu, że nic między nimi nigdy nie było, nawet jeśli mieli zobaczyć się tylko ten jeden raz. W końcu było i to wiele, być może nawet za wiele, a jedną z zasad, których Dastan przestrzegał, było nieuciekanie od przeszłości.
    - Około stu dolców... Nie jestem pewien, ile dokładnie kosztują nowe klocki.
    Wyciągnął do niego dłoń, prosząc o kluczyki, a gdy brunet mu je dał, wrócił do samochodu, by z powrotem przykręcić koło, a potem przeparkować auto.
    - Masz jak wrócić do domu? - zapytał, gdy znów przystanął przed nim.

    OdpowiedzUsuń